Kiedy Nadszedł Czas Na Eutanazję? Specjalistyczny Okrągły Stół Na Temat Przedłużania Cierpienia Zwierząt
Kiedy Nadszedł Czas Na Eutanazję? Specjalistyczny Okrągły Stół Na Temat Przedłużania Cierpienia Zwierząt

Wideo: Kiedy Nadszedł Czas Na Eutanazję? Specjalistyczny Okrągły Stół Na Temat Przedłużania Cierpienia Zwierząt

Wideo: Kiedy Nadszedł Czas Na Eutanazję? Specjalistyczny Okrągły Stół Na Temat Przedłużania Cierpienia Zwierząt
Wideo: TK: Ocena zgodności z Konstytucją RP wybranych przepisów Traktatu o Unii Europejskiej cz. 2. 2024, Może
Anonim

Sabat dziewięciu weterynarzy zebranych wokół stołu, by łamać chleb i ssać wino, nigdy nie jest zbyt pięknym doświadczeniem, gdy wieczór się kończy, a rozmowy o przypadkach katastrof weterynaryjnych przytłaczają menu. (Halibut w panierce z indyjskimi przyprawami w towarzystwie rodzinnych pomidorów w pikantnym sosie jogurtowym i pieprznym puree ziemniaczanym - z migdałową panna cottą na deser, jeśli się zastanawiasz.)

Pomimo przysmaków rozmowa szła w górę: niesamowite opowieści o zwierzętach domowych, których stan przerodził się we frustrujące, rozdzierające brzuch koszmary, z którymi tylko weterynarz mógł współczuć. To znaczy, ostatnia sobotnia noc w moim domu była jak nasza mała runda zachorowalności i śmiertelności.

Weterynarze potrafią być dziwni. Aby dokooptować frazę, jesteśmy „… obłąkani, ale towarzyski”. Tylko taka grupa mogła oddać sprawiedliwość poważnym cierpliwym nieszczęśliwym wypadkom, w których popełniano błędy, uczyno się rzeczy, a pomysłami można było dzielić się w bezpiecznym i pełnym szacunku środowisku.

(Zaufaj mi, jako właściciele zwierząt domowych chcesz, aby weterynarze spotykali się w sobotnie wieczory, aby odpisywać obiady od podatków i omawiać twoje zwierzęta. Jak inaczej weterynarze mogą uczyć się na swoich błędach, jeśli nie mogą swobodnie o nich rozmawiać?)

Co ciekawe, większość omawianych przez nas błędów nie miała wiele wspólnego z błędnym obliczeniem dawek i błędnymi diagnozami, jak można się było spodziewać. W dużej mierze skupiały się na naszych werbalnych, emocjonalnych i etycznych sztuczkach, jeśli chodzi o komunikację z klientem.

W większości tych przypadków koncentrowano się na decyzjach dotyczących końca życia. Sposób, w jaki weterynarze radzą sobie z komunikacją z klientem podczas tych kluczowych ostatnich wizyt, może stanowić różnicę między poważnym cierpieniem a „piękną śmiercią” opisaną dosłownie w zakorzenionym w języku greckim słowie „eutanazja”.

A większość weterynarzy może opowiedzieć fantastyczne historie o tym, że poszli źle. Na przykład, gdy mamy do czynienia z właścicielami, których przekonania religijne wykluczają eutanazję; lub gdy krzywimy się i nie stawiamy stopy (gdy dobre tupanie jest wszystkim, co stoi między skrajnym cierpieniem a śmiercią).

Mam swój udział w tych opowieściach, ale wygląda na to, że moi przyjaciele-specjaliści biją mnie rękami, jeśli chodzi o szczegółowe omawianie śmierci – na wszystkie złe sposoby.

Nie dlatego, że jestem w tym lepszy. To po prostu wynik dwóch czynników:

1) Mam długoterminową relację z moimi klientami. Znam ich. Rozumiem, co mogę, a czego nie mogę im powiedzieć w delikatnych sytuacjach. Moi kumple-specjaliści nie korzystają z takich subtelności. Prawdopodobnie dopiero poznali klienta.

2) Specjaliści spędzają więcej czasu na zajmowaniu się bardziej złożonymi przypadkami. Lekarze rodzinni są bardziej skłonni do skierowania na bardziej specjalistyczne leczenie. Spójrzmy prawdzie w oczy – te zwierzęta są bardziej podatne na choroby. I są bardziej narażeni na śmierć.

Moi przyjaciele są przeważnie w tych nie do pozazdroszczenia pozycjach. Są sfrustrowani niechęcią niektórych właścicieli do przyznania się do porażki w imieniu swoich cierpiących zwierząt. Są sfrustrowani, gdy wielu właścicieli zaprzecza, że cierpienie jest obecne, tym bardziej, jeśli jest to zrozumiałe zaprzeczenie zrodzone z żalu i/lub nierozpoznania niezbitych dowodów bólu i cierpienia.

Bardziej cyniczni z was mogą założyć, że weterynarzy kierują się przede wszystkim chęcią utrzymania swoich pacjentów przy życiu – choćby nie z lepszego powodu niż dlatego, że na tym zarabiamy. Ale żaden ze znanych mi weterynarzy nie jest TAK cyniczny. Przedłużanie cierpienia zwierzęcia – bez leczenia w zasięgu wzroku – jest złe, niezależnie od tego, jak widzi to właściciel.

Więc co powinien zrobić weterynarz?

Co ciekawe, większość z nas zgodziła się, że wycofanie się ze sprawy jest idealnym podejściem. Na przykład: „Nie będę w tym stroną. Jestem głęboko przekonany, że musisz podjąć decyzję o eutanazji lub hospitalizacji w celu złagodzenia skrajnego bólu i cierpienia. Opieka domowa jest NIE do przyjęcia. Znajdź sobie innego weterynarza, jeśli chcesz nadal pozwalać jej cierpieć.

Mój przypadek raka płuc w zeszłym miesiącu był doskonałym przykładem scenariusza, dla którego zbudowano to podejście: klient z psem w ciężkiej niewydolności oddechowej nie chce zaakceptować, że eutanazja jest właściwym podejściem. Chce zabrać psa do domu „aby umrzeć z godnością”. Z całym szacunkiem nie zgodziłem się, że „godność” można zachować w obliczu całego tego cierpienia, gdy dostępne są bardziej humanitarne alternatywy. Nic prócz kroplówki z morfiną i klatki tlenowej nie mogło pomóc temu psu – jeśli tak.

Powinienem był w ogóle odmówić jej pomocy. Powinienem był wzmocnić swoją sprawę. Powinienem był powiedzieć: „Moim obowiązkiem etycznym jest wobec twojego zwierzaka i NIE pomogę ci przedłużyć jego cierpienia”. Ale i tak zabrałaby psa do domu, prawda? Może nie. Zastanawiam się.

Po sobotniej kolacji czuję się inaczej w takich przypadkach. Jasne, zadaniem weterynarza jest pomoc właścicielowi w podejmowaniu własnych decyzji dotyczących życia zwierzaka. Ale nie bardziej poddałbym eutanazji zdrowego, szczęśliwego, dobrze przystosowanego zwierzęcia (obszar, w którym czuję się komfortowo, odmawiając moich usług), niż zaangażowałbym się w przedłużenie życia nieodwołalnie cierpiącego zwierzęcia.

Czasami potrzebny jest dobry posiłek i grupa podobnie myślących kolegów, aby przywieźć do domu to, co oczywiste.

Zalecana: