Kiedy Trzeba Podjąć Najtrudniejszą Decyzję – Leczenie Raka Dla Zwierząt
Kiedy Trzeba Podjąć Najtrudniejszą Decyzję – Leczenie Raka Dla Zwierząt

Wideo: Kiedy Trzeba Podjąć Najtrudniejszą Decyzję – Leczenie Raka Dla Zwierząt

Wideo: Kiedy Trzeba Podjąć Najtrudniejszą Decyzję – Leczenie Raka Dla Zwierząt
Wideo: Leczenie raka prostaty przed chemioterapią 2024, Może
Anonim

W większości przypadków, które konsultuję, jestem w stanie zaoferować jakąś opcję leczenia. Chociaż wskaźniki wyleczeń w onkologii weterynaryjnej są niskie, myślę, że jesteśmy w stanie skutecznie kontrolować wiele nowotworów przez dłuższy czas, zachowując jednocześnie bardzo niskie ryzyko wystąpienia niepożądanych skutków ubocznych. To uczciwy kompromis, biorąc pod uwagę nadrzędny cel naszego zawodu, aby najpierw „nie szkodzić”.

Niektóre nowotwory są z pewnością bardziej „uleczalne” niż inne, co oznacza, że znane są statystyki dotyczące oczekiwanych wskaźników odpowiedzi, czasów remisji i wyników przeżycia. Może wydawać się to zaskakujące, ale to raczej wyjątek niż norma. Częściej przedstawiam zalecenia z nieco ograniczonymi informacjami - może to być spowodowane tym, że pracuję bez ostatecznej diagnozy lub zwierzę ma rzadki typ nowotworu, w którym nie jest znana najlepsza opcja terapeutyczna lub dostępne informacje są sprzeczne lub niedokładne zastosowanie do sytuacji tego zwierzaka. Ale ogólnie czuję, że zazwyczaj jestem w stanie zaoferować właścicielom coś, czego oczekiwałbym, aby pomóc przedłużyć jakość życia ich zwierzaków.

Są jednak inne przypadki, w których wiem, że nie ma rozsądnych dostępnych opcji dla tego konkretnego zwierzęcia. Jednym ze sposobów, w jaki może się to stać, jest przedstawienie mi zwierzęcia po raz pierwszy, gdy jego choroba jest zbyt rozpowszechniona i/lub zwierzę jest zbyt chore na raka i wiem, że pomimo posiadania do dyspozycji arsenału leków chemioterapeutycznych, szansa na jakikolwiek sukces z leczenia jest niezwykle niska.

To może być bardzo trudna rozmowa z właścicielami. Czasami ich zwierzak może wykazywać oznaki tylko przez dosłownie kilka dni, zanim usłyszy ponurą wiadomość, nie ma nic, co mogłoby racjonalnie pomóc im poczuć się lepiej, lepiej oddychać, lepiej jeść itp. Czasami myślę, że właściciele po prostu muszą to usłyszeć to od onkologa - nawet jeśli inni lekarze dali im podobne rokowanie.

Najtrudniejszymi przypadkami dla mnie są te, które leczyłem, czasami w ciągu roku lub dłużej, gdzie choroba zwierzęcia postępuje pomimo moich najlepszych starań. Możemy stać się bardzo przywiązani do naszych pacjentów (i ich właścicieli) przez ich „karierę nowotworową” i bardzo trudno jest nam obserwować wzrost i rozprzestrzenianie się guzów lub widzieć, jak choroba wychodzi z remisji.

Możesz założyć, że w takim przypadku pies lub kot wykazywałby zwiększoną chorobę lub osłabienie, ale niekoniecznie tak jest. Zwierzęta z dużym obciążeniem rakiem nadal często na pozór wydają się zdrowe, co jeszcze bardziej utrudnia dyskusję z właścicielem o tym, jak czuję, że nie mamy opcji.

Myślę, że większość właścicieli czuje ulgę, ponieważ nie odczuwa już presji spróbowania czegoś innego dla swojego towarzysza; że nie próbując, gdy wciąż istnieją opcje, „rezygnują” z nich. Mniejszy podzbiór właścicieli nie radzi sobie dobrze z wiadomościami i nie jest niczym niezwykłym, że stają się celem ich gniewu i strachu, ponieważ odnosi się to do procesu żałoby. Staram się nie brać tego do siebie, ale to trudne.

Wiem, że każdy onkolog będzie miał inne spojrzenie na swoje rzemiosło, ale moją filozofią jest to, że jeśli oczekiwany procentowy wskaźnik powodzenia danego chemioterapeutyku jest niższy lub zbliżony do oczekiwanego wskaźnika niepożądanego efektu ubocznego, trudno jest zdecydowanie zalecam używanie go do leczenia tego zwierzęcia. Chociaż zdecydowanie wierzę, że jeśli zwierzę czuje się dobrze, zawsze rozsądne jest oferowanie leczenia, w większości przypadków nadejdzie czas, kiedy będę musiał zapytać właścicieli i siebie: „Jaki jest nasz cel?” Właściciele zapytali mnie, czy uważam się za „agresywnego” onkologa i zawsze trudno jest odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Czuję, że jestem agresywny, kiedy muszę, ale muszę też dobrze spać w nocy.

To nigdy nie jest łatwa rozmowa. Jako lekarze weterynarii jesteśmy przeszkoleni do leczenia i pomocy. Bez względu na to, jak skromni możemy się wydawać, nasze ego popycha nas do pielęgnowania i naprawiania rzeczy. Nie chcemy przyznać się do porażki w chorobie i nigdy nie jest łatwo powiedzieć właścicielowi, że nic nie możemy zrobić. Nawet jako onkolog, który zna zwierzę przede mną, ma znacznie większą szansę śmierci z powodu raka niż z jakiegokolwiek innego procesu, nienawidzę czuć się bezradnym wobec jego stanu.

W czasie, gdy nasi pacjenci nie są już aktywnie leczeni, ale wciąż żyją i żyją ze swoimi nowotworami, staram się podkreślać właścicielom, że jestem dla nich w każdej roli, jakiej mnie potrzebują. Niezależnie od tego, czy chodzi o ocenę poziomu bólu swojego zwierzaka, czy próbę użycia obiektywnych parametrów w celu określenia jakości życia swojego zwierzaka, czy nawet po prostu po to, by porozmawiać o trudnościach, jakie napotykają w utrzymaniu zdrowia swojego zwierzaka w czasie przerwy w chemioterapii.

Na szczęście coraz więcej lekarzy weterynarii uznaje opiekę u schyłku życia za swoją własną specjalność i albo włącza ją do swojej praktyki, albo, jak to zrobili niektórzy moi koledzy, czyni z niej swój jedyny cel zawodowy. Oznacza to, że dla właścicieli dostępnych jest coraz więcej fantastycznych środków, które pomogą im przetrwać ten trudny czas.

Choć czuję, że się poddaję, staram się pamiętać, że rak to niezwykle poważna choroba, a najważniejsze jest to, by moi pacjenci mieli szczęśliwe chwile z rodziną. Myślę, że uczę się tyle samo z prawdziwej „hospicyjnej” części mojej opieki, co z faktycznej części aktywnego leczenia. I uczę się nie tylko od zwierząt, ale także od ich właścicieli. Dla mnie jest to jeden z najbardziej nieprzewidywalnych aspektów mojej kariery i coś, co mnie nieustannie zaskakuje.

Wizerunek
Wizerunek

Dr Joanne Intile

Zalecana: